
Sesja holi powder
Są takie pomysły, które długo dojrzewają w głowie. Chciałem poeksperymentować z proszkami holi – tymi samymi, które znamy z kolorowych festiwali, ale wykorzystać je w znacznie bardziej kameralnym, studyjnym kontekście. Tym razem nie zależało mi na klasycznych portretach. Chciałem pokazać energię. Skupić się na geście, ciele w ruchu, emocji, która wymyka się poza kadr. I to wszystko uchwycić w ułamku sekundy, zanim kolor opadnie na ziemię.
Od początku wiedziałem, że kluczowe będzie światło – i to, jak zareaguje na unoszący się pył. Musiałem mieć pełną kontrolę nad warunkami, dlatego sesja odbyła się w zamkniętym pomieszczeniu. Do pracy poszły Nanlite Forza 300 oraz Newell Suria 330 – dwie lampy, które świetnie poradziły sobie z wymagającą materią.
Efekty były warte całego zamieszania. Proszek holi tworzy niesamowite struktury w powietrzu – niczym dym, ale bardziej „zamaszyście". Czasem przypomina ogień, czasem falę – wszystko zależy od siły ruchu, kierunku i tego, jak oświetlimy scenę.
A kiedy do tego dochodzi jeszcze ekspresja modelki – pełna skupienia, napięcia i siły – zaczyna się dziać coś prawdziwie malarskiego. Zdjęcia wyglądają jak kadry z innego świata. To już nie tylko fotografia – to obraz, który żyje i oddycha ruchem.


Oczywiście nie obyło się bez przygód. Proszki są nieprzewidywalne. W jednej chwili plan zdjęciowy był pełen koloru, w drugiej wszystko – łącznie ze mną – wyglądało jak po eksplozji pigmentu. W pewnym momencie przewrócił się statyw, a jedna z lamp zaliczyła widowiskowy upadek. Na szczęście serwis naprawił lampę ( koszt 380zł ) – poza tym, że przez chwilę wszystko spowolniło, a śmiech był najlepszym komentarzem do całej sytuacji.
W tym przypadku – to był strzał w dziesiątkę.
Podczas sesji z proszkami używam też lampy błyskowej Atlas 600 Pro TTL, która świetnie mrozi ruch w dynamicznych scenach.
Jej błysk pozwolił uchwycić w powietrzu każdy detal proszku holi – bez rozmycia, bez kompromisów. To właśnie te krótkie, precyzyjne błyski dały efekt „zatrzymanego czasu", który tak mocno działa w odbiorze.
Jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda sesja „od kuchni" – zapraszam do obejrzenia vloga.
Film znajdziesz na końcu wpisu.




Dla mnie ta sesja była też świetnym przykładem powiedzenia gdzie fotograf tam i studio. Czasem nie trzeba ogromnego studia czy spektakularnej scenografii. Wystarczy pomysł, światło i zgrany zespół.
Jeśli masz w głowie pomysł na własną kolorową sesję – z proszkami, ruchem, tańcem, gestem – odezwij się. Pomogę Ci przekuć wizję w obraz. A jeśli nie masz konkretnego planu, ale czujesz, że chcesz spróbować czegoś innego, wyjść poza schemat – tym lepiej. Wspólnie zbudujemy coś od zera. Coś, co będzie Twoje – niepowtarzalne, pełne ekspresji i emocji.
Bo najlepsze zdjęcia to te, które nie tylko wyglądają, ale też opowiadają historię.

To z pewnością jedna z bardziej wymagających sesji, jakie miałem okazję zrealizować.
Praca z proszkami holi to nie tylko wyzwanie techniczne, ale przede wszystkim pełne zaufania współdziałanie wielu osób na planie. Kluczowa okazała się współpraca całego zespołu – od makijażu, który musiał wytrzymać intensywne warunki, przez śmiałość i gotowość modelki do ubrudzenia się dla efektu, aż po asystentów, którzy z precyzją rzucali proszek dokładnie w odpowiednim momencie.
Choć efekty są spektakularne, całość wymaga ogromnego zaangażowania i uważności. Na szczęście, w przeciwieństwie do mąki, która w połączeniu z potem czy wodą zamienia się w trudne do usunięcia ciasto, proszki holi są na bazie kredy – dzięki czemu łatwiej jest je usunąć z ciała, włosów, garderoby i sprzętu.

Portfolio